piątek, 2 października 2015

Projekt tydzień 4

Wybaczcie, że mnie nie było taki szmat czasu. Postaram się nadrobić zaległości, chociaż będzie ciężko ; D

22/365

Trip rozpoczęty w Phoenix gdzie wypożyczyłyśmy  samochód. Po czterech godzinach nocnej jazdy (kto pierwszy prowadził?? oczywiście, że jaaa reszta kompanek w tym czasie smacznie sobie spała po długim locie ;D) dojechałysmy do Yumy w stanie Arizona aby przespać się co nieco i wcześnie rano wystartować do San Diego. 
Pogoda nie była za łaskawa tego dnia.. pół dnia lało. Takie szczęście to chyba tylko my mamy. Mimo to udało nam się odwiedzić Old Town, La Jolla Beach, Point Loma. Miałyśmy w planie zobaczyć Balboa Park, ale odbywała się tam parada gejów. Było strasznie tłoczno i odpusciłyśmy. Wieczorem wyjechałyśmy do LA. Przed nami trzy godzinnna podróż

23/365 

Do LA dojechałysmy późno w nocy. Miałyśmy rezerwacje w hostelu, ale cena za pokój  okazała się o wiele wyższa niż miała być.. miałyśmy nie lada problem w znalezieniu wolnych miejsc w motelach o tak późnej godzinie. W końcu zajechałysmy do takiej dzielnicy, że bez gazu pieprzowego strach było wyjść z samochodu. Po dwóch godzin udało nam się znaleźć przyzwoity motel. Zostały nam 4 godziny spania. Pobudka o 5:30 nad ranem,  prowizoryczne śniadanko i ruszamy na Walk of Fame. Na miejscu strasznie dużo turystów robiących zdjęcia z gwiazdkami na chodniku. No i my też zrobiłyśmy kilka..set co by nie być gorszym;D Upał był niesamowity wiec pochodziłyśmy jeszcze trochę i  zwinęlyśmy się zobaczyć Hollywood sign. Droga tam prowadząca strasznie kręta i wąska.  Ale w końcu ukazał się.. jest i on znak Hollywood ;D. Oj co my się nie naskakałyśmy żeby uchwycić ciekawe ujęcie ! Kolejnym punktem było Beverly Hills Rodeo Drive No wiecie zakupy u projektantów mody i te sprawy haha niestety można było sobie tylko popatrzeć na wystawy ;D na sam koniec dnia zostawiłyśmy sobie plaże Santa Monica. Ledwo co zdążyłyśmy dojechać na miejsce, a zaczęło... padać, ale ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zawsze chciałam pływać w oceanie podczas deszczu. Wskoczylysmy wiec i nic nas już nie obchodziło ;D

24/365

 Wszystko co wydarzyło się w Vegas, zostaje w Vegas.

25/365

Po dwudniowym szaleństwie w Vegas przyszedł czas na Zion National Park w stanie Utah. Postanowiłyśmy zdobyć szczyt Angels Landing. Pierwsze co ujrzałyśmy naszlaku to znak mówiący ile osób zginelo (6 od 2004)  spadajac w przepaść.  Jest tam naprawde niebezpieczne,  ale  widoki zapierają dech w piersiach. Czułam się jak na szczycie świata ;D Koniecznie muszę tam wrócić!

26/365

Trzech podróżników z Holandii namówiło nas na wypad nad Bryce Canyon. Pojechaliśmy wiec tam wszyscy razem z samego rana i umówiliśmy sie na na następny dzień wieczorem nad Grand Canonem.  Tymczasem my miałyśmy przed soba 8 godzinna podróż do miejsca,  gdzie można znaleźć sie w czterech stanach jednocześnie czyli Four Corners. Zatrzymaliśmy się jeszcze, aby pochlapać się w przepięknym Powell lake (tam też Zgubily Amy prawie kluczyki od samochodu haha) i w drogę.. przez totalne odludzie. Minęłyśmy może z jedną stacje i psa z kulawą noga (dosłownie ;D)  Kiedy dojechałyśmy na miejsce, a byla okolo 9pm okazało się, że jest już zamknięte do 6am następnego dnia. Nie miałyśmy zarezerwowanego noclegu, a ciężko było o hostel na takim odludziu.. zajechałyśmy więc aż do stanu Colorado i tam znalazł się dla nas pokój w motelu ;D

27/365

Następnego dnia po Four Corners przyszedł czas na Lower Antylope Canyon. Zejść w dół kanionu można tylko z przewodnikiem. Nie musiałyśmy wcześniej robić rezerwacji. Najlepiej wybrać się tam we wcześniejszych godzinach kiedy jest lepsze światło. W dół kanionu schodzi się stromymi schodami a przejścia momentami są strasznie wąskie i robi się klaustrofobicznie. Po Lower Antylope Canyon pojechałyśmy nad niedaleko oddalony Horseshoe Bend. Aby się tam dostać trzeba przejść około 15 minut przez pustynie. Przed wejściem stała babka i każdemu doradzała, żeby lepiej wziąć ze sobą wodę. Miała rację. Było strasznie gorącooo, ale widoki na rzekę Colorado były tego warte ;D

28/365

Grand Canyon wypadł na ostatni dzień naszego tripu. Miałyśmy okazję zobaczyć zachód słońca. Coś pięknego. Momentalnie zrobilo sie bardzo zimno ;) Mam nadzieje, że pewnego dniam tam powrócę i zejdę w dół kanionu.  Tym razem nie było już na to czasu.
 Samochód miałyśmy oddać następnego dnia w Phoenix. Mimo, że gnałam jak szalona dojechałyśmy pięć minut przed czasem. Z tego całego pośpiechu zapomniałyśmy zatankować, a przecież samochód powinien być oddany z pełnym bakiem, przynajmniej tak wynikało  z umowy. Na szczęście nam się upiekło i nic nie dopłacałyśmy ;D
Podsumowując były to najlepsze wakacje mojego zycia!! ;D Udało nam się zobaczyć więcej niż wcześniej zaplanowałyśmy. Odwiedziłyśmy pięć stanów, widziałysmy mnóstwo  przepięknych miejsc, o których nawet mi się nie śniło, przejechałyśmy niezliczoną ilość mil przez pustynie, góry, pustkowia aż po wielkie miasta. Każdemu polecam udać się w taką podróż ;D Ja obiecuję sobie, że to nie był mój ostatni road trip!  W końcu jeszcze tyle miejsc do zobaczenia!

2 komentarze:

  1. Takie posty przyprawiają mnie o nostalgię. Zmotywowałaś mnie do dalszej nauki angielskiego. W końcu trzeba spełniać marzenia. na pewno niedługo tam polecę i podążę Twoimi ścieżkami, bo widoki zapierają dech w piersiach.
    Ciesze się, że wróciłaś do publikowania, bo zawsze chętnie czytam co u Ciebie nowego słychać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Działaj i spełniaj, bo kiedyś może być już za późno! ;)
      Dzięki!

      Usuń